**Amelia**
Po przywitaniu się ze zgrabną blondynką ruszyłam w stronę wielkich drzwi za którymi zginął Pietro. Ta cała sytuacja była tak dziwna, że miałam ochotę się śmiać. Martwiłam się jednak strasznie o moich przyjaciół. Przecież uhm, muszę z nimi być, nie mogę ich tak zostawić. Zwłaszcza Oliwii.
- Prze-e-praszam? - speszyłam się wchodząc do pomieszczenia wypełnionego dziwnymi naukowcami w białych kombinezonach. Zza ich pleców wyszedł Pietro, był ich szefem. Na pewno. Banda białych ludzi od razu wróciła do pracy.
- Ooo, kochana, jesteś mądrą dziewczynką, zapraszam do mojego gabinetu. - uśmieszek nie schodził mu z twarzy, a ręką pokierował mnie do kolejnych drzwi. Niepewnie się tam skierowałam.
- Proszę, proszę siadaj. - tą samą ręką wskazał mi miejsce na przeciwko siebie.
Był to duży pokoik, sterylnie urządzony w biel i czerń. Pod ścianą stało szerokie biurko na którego środku znajdował się najwyższej klasy komputer. Jak na te czasy to nieźle wam powiem. Stos papierów i różnych teczek ułożony był w idealny kwadrat. Tak, że żadna krawędź nie wystawała poza swoje miejsce. Małe, białe szafki ustawione wzdłuż drugiej ściany idealnie kontrastowały się z czarnym kominkiem ogrzewającym to miejsce. Dobrze że miałam na sobie tylko białą bokserkę, oraz moro szorty, które idealnie nadawały się na przebywanie w tej dziwnej instytucji. Zagryzłam wargę widząc, że nic nie mówię tylko wścibsko rozglądam się po gabinecie. Tak w sumie, to był urządzony tak jak lubię. Spojrzałam na twarz Pietra, który gestem dał mi znać, że mogę usiąść. Wygodnie usadowiłam się na czarnym fotelu na przeciwko chłopaka.
- Więc... O czym chcesz rozmawiać? - położył łokcie na stół opierając twarz na dłoniach.
- Noo.. Może o tym kiedy mnie w końcu wypuścicie? - z lekkim poirytowaniem uniosłam głos.
- Noo... Może nigdy? - odpowiedział pytaniem naśladując mnie.
- Słuchaj gościu, moja jednostka tam na mnie czeka, i jeśli Cię to kuźwa interesuje martwią się o mnie! - irytował mnie. Strasznie. Wstałam z fotela wykrzykując te i dość brzydkie słowa w jego stronę. Jak na skinienie jego walonego palca w drzwiach pojawiła się ochrona. Tsaa od wieków obraz ochrony się nie zmienia. Dwóch łysych grubasów podniosło mnie do góry tylko za ramiona. Na nic zdawało się moje szarpanie i okładanie ich nogami po biodrach.
- Teraz pracujesz dla mnie. Tworzę nową najsilniejszą jednostkę. Nie wymkniesz się stąd tak łatwo. -powiedział Pietro szepcząc mi to niemal do ucha. Moja dolna warga opadła słysząc odpowiedź na moje poprzednie pytanie. Nie wiedziałam, że jest takim skurwysynem. Myślałam że chcą w inny sposób walczyć z apokalipsą. Nie wierzę...
**Filip**
Przytulałem Oliwię już od dobrych kilku minut. Nie sądziłem, że kiedyś ulegnę moim uczuciom. Już teraz wiedziałem, że tak cholernie mi na niej zależy. Delikatnie puściłem jej talię, ale tylko po to aby przenieść moje dłonie na jej policzki. Byłem o kilka centymetrów wyższy więc bez problemu oparłem swoje czoło o jej. Założyłem kosmyk jej blond włosów za ucho uśmiechając się przy tym szeroko. Odwzajemniła go, jednak ja szybko złączyłem nasze usta w pocałunku. Gdyby ktoś jeszze wczoraj mi powiedział, że w tych czasach będę stał na środku pokoju i lizał się z jakąś dziewczyną chyba bym go wyśmiał. Ale to nie moja wina, że przy jej niewinności i bezradności się rozpływam, a kiedy jest bliżej zapominam o tych wszystkich problemach i czuję się jak jeszcze przed apokalipsą. Wracam do czasów kiedy byłem normalnym nastolatkiem. Z pełną rodziną, chodzącym do szkoły. Nie, nie myślę o tym teraz.
Czując jak Oliwia odwzajemniła mój pocałunek wcale tego nie przerwałem. Kontynuowałem tę chwilę, posyłając w stronę blondynki coraz bardziej namiętne pocałunki. Nie odrywając od siebie ust, podniosłem dziewczyną, łapiąc ją za uda. Natrafiając na ścianę, oparłem Oliwię o nią plecami, cały czas trzymając ją na nogi, namiętnie ją całując. Zaczęło robić się coraz bardziej gorąco. Przycisnąłem dziewczynę moim ciałem do ściany, odrywając ręce od jej nóg. Oderwałem swoje usta tylko na chwilkę, unosząc ręce do góry. Blondynka pomogła mi rozprawić się z moją koszulką rzucając ją na szafkę obok nas. Uśmiechnęliśmy się lekko, zaraz znowu łącząc nasze usta w gorących pocałunkach. Nie myślałem racjonalnie o tym co teraz robimy, zupełnie zapomniałem o grasującym za drzwiami zombie, o tym że zaraz może wparować tutaj reszta ekipy. Przez cały ten czas od kiedy tylko lepiej poznałem Oliwię myślałem że wybuchnę, kiedy znajdywała się bliżej mnie. Nie mogłem zmarnować takiej okazji, moje serce nakazywało mi to robić. Zjechałem pocałunkami na jej szyję, odpinając sprawnie guziki od jej białej, lekko ubrudzonej koszulki.
- Kurwa... - uśmiechnąłem się do siebie słysząc te słowa z tak niewinnych ust, zaraz się do nich przyklejając. Czułem jej przyspieszony oddech, kiedy oderwałem się na chwilkę aby zrucić z niej koszulkę. Byłem tak bardzo szczęśliwy, że mimo ostatnich dni i tego jakim jestem debilem, ona mi w pełni zaufała i postanowiła pozwolić mi na takie kroki. Sprawnie podniosłem dziewczynę przenosząc się z nią na łóżko. Położyłem ją pod sobą, zjeżdżając pocałunkami przez szyję na jej dekolt. Wsunąłem ręce pod jej plecy docierając do zapięcia jej stanika. W tym samym czasie drzwi od pokoju otworzyły się. Oderwaliśmy się od siebie jak oparzeni, zauważając w drzwiach Jaśka.
- Umm.. Ehh.. Uuu.. Zbierajcie się, kolonia zombie jest coraz bliżej chatki. - zupełnie speszony chłopak zniknął szybko za drzwiami. Poderwałem się do góry unikając wzroku Oliwii. Szybko znalazłem swoją koszulkę zakładając ją i wybiegając z pokoju. Było mi trochę wstyd, jednak byłem tak szczęśliwy że między nami w końcu coś się stało. Wracając jednak do szarej, zjebanej rzeczywistości wróciły też te wszystkie problemy, Sytuacja jaka przed chwilą miała miejsce, dodawała mi jednak otuchy. Kiedy wiesz, że masz przy sobie kogoś kogo darzysz uczuciem jesteś najszczęśliwszą osoba na świecie.
Wychodząc na dwór, biorąc głęboki wdech i myśląc o tym wszystkim, uśmiechnąłem się do siebie czekając na Oliwię. Widząc ją w progu, stanąłem z nią znów oko w oko. Zjechałem oczami na jej szyję, na której widniała czerwona, świeża malinka. Zabrałem się za zapinanie guzików jej koszulki, o których chyba zapomniała. Uśmiechnąłem się do niej, łącząc nasze usta w pocałunku. Ostatnim na najbliższy czas.
----
Bez komentarza, ani słowa wyjaśnienia.
Pozdrawiam mojego miśka.
The World Is Threatened
Opowiadanie o Smavie. Witaj w świecie nie tylko żywych.
wtorek, 23 lutego 2016
czwartek, 23 kwietnia 2015
#08 ZNAM TEGO ŻAŁOSNEGO CZŁOWIEKA
*JAN*
- Szukamy Filipa Kłody. Główny inspektor do spraw apokaliptycznych, Robert K. - z helikoptera wysiadł dobrze zbudowany mężczyzna, mojego wzrostu. Przedstawił się oschle, machając mi przed oczami jakąś plakietką. Przełknąłem głośno ślinę. - Tędy.
Prowadząc ROBERTA i jego ochronę przez korytarz starej, spróchniałej chatki pilnowałem się. Cały czas trzymałem jedną rękę na pasie, gdzie znajdował się mały pistolet. Prowadziłem ich właśnie przez małe pomieszczenie nazywane przez nas kuchnią. Siedząca przy stole Oliwia, skuliła się jeszcze bardziej widząc obcych ludzi w garniakach. Od momentu zaginięcia Amelii wyglądała masakrycznie. Jej twarz wyglądała gorzej, niż po zarażeniu.
- Ten pokój. Tam go panowie znajdziecie. - wychrypiałem cicho, gestem ręki wskazując pokój za kuchnią. Usiadłem na krześle na przeciwko blondynki. Wiem, że było jej trudno. Chyba bardziej niż mi. Bardzo chciałem znowu być razem, żeby to wszystko się już skończyło, żeby nikt nas nie rozdzielał! Chwyciłem dłonie dziewczyny dodając jej otuchy. W końcu musimy się wspierać. Siedziała tam nieruchomo, zupełnie jak ja. Nasze twarze były nieruchome. Bez emocji, jak z kamienia. Nie wiem ile minut tam siedzieliśmy. Wiem tylko, że nasze ręce trwające w uścisku zdążyły zrobić się już bardzo ciepłe. Kiedy nasze spojrzenia w końcu się spotkały otworzyłem usta w celu pocieszenia jej kilkoma miłymi słowami. Jednak nie dane mi było dokończyć.
*OLIWIA*
Kiedy za moimi plecami, stare, drewniane drzwi zatrzasnęły się z wielkim hukiem i lodowatym powietrzem moje ciało mimowolnie się spięło. Ręce Jaśka od razu się rozluźniły, puszczając po chwili moje. Zdążyłam zauważyć tylko jak kilkoro facetów z ciemnymi okularami opuszcza chatkę w której jak na razie byliśmy bezpieczni. Kiedy dostrzegłam czekoladowe spojrzenie Janka, chciałam uciec. Na moje szczęście ci z helikoptera coś jeszcze od niego chcieli, przywołując go do siebie. Kiedy znowu zaczęłam się odprężać, na krześle które było dość wygodne, moje uszy zaskoczył kolejny nie miły dźwięk. Jeden, drugi, czwarty, dziewiąty. Kiedy rozległ się po raz kolejny, ze strachem zeskoczyłam z krzesła. Wiedziałam, że w pokoju obok był tylko Filip. Mimo to strasznie bałam się tego co tam zobaczę.
Widać słusznie.
Moje oczy niemal nie opuściły powiek, widząc stan dotychczas ładnego, jak na te czasy, pokoju.
- Filip! Jezus... ! - krzyknęłam, a mój głos się załamał widząc zaczerwienione pięści chłopaka, zadające kolejny cios stolikowi. Z trudem podbiegłam do niego, łapiąc go z całej siły za ręce.
Poczułam jak pod moim dotykiem się uspokaja. Delikatnie masowałam jego porozcinane dłonie, opuszkami palców. Cały czas głęboko wpatrywałam się w jego oczy. Jego brązowe, jak orzechy oczy. Po kilkunastu minutach, w miarę ochłonął. Ja nie puściłam jego dłoni. Kiedy znalazłam w sobie na tyle odwagi, poprowadziłam go, na nie ucierpiałe jeszcze łóżko.
- Zaufaj mi... Proszę. - starałam się być delikatna. Filip miał trudny charakter. Wiem, że wiele przeszedł, chociaż rzadko komu opowiada o swojej przeszłości. Każdym słowem mogłam spowodować niepotrzebną sytuację. - Opowiedz mi wszystko po kolei. Dasz radę.
Jego dłonie były już w dobrym stanie, jednak nadal je trzymałam delikatnie masując.
- Znaleźli mnie! - wydarł się. Jednak nadal siedział w tej samej pozycji. Nie pozwoliłam wyrwać mu rąk spod mojego uścisku. - Znaleźli mnie kurwa!!!
Moje oczy się powiększyły. Filip cały czas krzyczał. Mimo to moje spojrzenie zachęciło go do dalszej rozmowy.
- Inspekcja. Oni... Oni dowiedzieli się o mnie za dużo. - nadal nic nie rozumiałam.
- Bo ja... Ja coś zrobiłem. - po tych słowach nasze dłonie zacisnęły się na sobie.
- Mów.
- Wynalazłem lekarstwo. Lekarstwo na to cholerstwo!!! Lekarstwo... Lekarstwo kurwa... - jego twarz posmutniała. Wzrok przerzucił na swoje nogi, ułożone obok moich. - Dzieki niemu, osoba nawet w zaawansowanym stadium miałaby szanse. Miałaby szanse na normalne życie!
Lekarstwo? Jak? Kiedy? GDZIE?! Tysiąc myśli na sekundę.
- Ale nie! Pierdolona banda urzędasów musiała wpaść, popsuć wszystko! WSZYSTKO KURWA! - zbulwersował się. Jedna z rąk opuściła mój uścisk i powędrowała na ścianę. Z całej siły walnął w nią pięścią. Jednak po chwili znowu zagłębił ją w moje dłonie. Nasze oczy się spotkały , jego - orzechowe tęczówki, przepełnione złością i rozczarowaniem na ludzką rasę; i moje - błękitne, jak chorwackie morze, jednak nie tak żywe, tylko wystraszone. Wtedy nie wytrzymałam. Nie wiem co mnie wtedy podkusiło, nie wiem jak znalazłam w sobie tyle odwagi. Po prostu wpiłam się w te jego malinowe usta. Jednak pocałunek nie trwał długo. Od raz się od siebie oderwaliśmy. Filip jednak nie odskoczył od razu na bok tylko znowu otulił moje dłonie swoimi.
- A wiesz co jest najlepsze? - powiedział teraz już zupełnie spokojnie. - Że znam tego żałosnego cżłowieka...
--------------
sobota, 4 kwietnia 2015
#07 DZIWNE MIEJSCE
UWAGA! Tak na początku zaznaczę, że zmieniam narrację na pierwszoosobową. Dlaczego? Ponieważ, kiedy pisałam trzecioosobową strasznie się męczyłam i wszystko strasznie streszczałam, przez co wychodziło krótko ;c Mam nadzieję, że zaakceptujecie tą zmianę ;) P.S. Planuję też zmianę wyglądu bloga :v
✽✽✽
*Amelia*
No nie.. Znów zimno i nieprzyjemnie... Chciałabym znów poddać się chmurom, temu słodkiemu zapachowi i śpiewu ptaków... Jednak sytuacja zmusiła mnie do rozchylenia oczu. Było ciemno. Spodziewałam się jasnego, rażącego światła które nie pozwoli mi nawet lekko podnieść powiek. Ale ciemność. Zupełna. Była całkiem przyjemna. Momentalnie otworzyłam szerzej oczy rozglądając się po pomieszczeniu.
- Co do cho... - powiedziałam do siebie szeptem, ale przerwałam kiedy zorientowałam się, że nie jestem tutaj sama. W koncie leżała dziewczyna o blond włosach i niebieskich jak niebo oczach. Była nieprzytomna, albo spała. Była przerażająco chuda, ale śliczna. Nie chciałam do niej podchodzić, nie to, że się bałam ale zupełnie nie wiedziałam kim ona jest i co może mi zrobi. Przyznam, wyglądała groźnie. Sięgnęłam ręką do tyłu chcąc złapać za suwak od plecaka, ale złapałam jedynie powietrze. Zaklęłam pod nosem. Przeciez miałam tam wszystko!!! Broń... Odruchowo złapałam za pas, jednak pistoletu też tam nie było. Chciałam zacząć panikować, ale ogarnęłam się. Hmm.. W sumie, to gdybym była u jakiś wrogów to byłabym zakneblowana i ktoś by mnie pilnował.. Albo NAS! Zaczęłam niespokojnie przechadzać się po pomieszczeniu. Podeszłam do małego okna na przeciwko drzwi. Było tu tak... Spokojnie. Znajdowałam się w małym budynku. Na dworze wszystko ogrodzone było dość mocnym murem. Wtedy się przestraszyłam. Nie miałam broni, najpotrzebniejszych rzeczy, a do tego znajdowałam się w JAKIEJŚ bazie z JAKĄŚ dziewczyną. Wpatrując się w widok za oknem na moim ramieniu poczułam czyjąś dłoń. Nie miałam przy sobie żadnej broni, chociażby tępego pręta. Delikatnie ale stanowczo obróciłam się w stronę napastnika[?]. Teraz twarzą w twarz stałam z dość wysokim chłopakiem o srebrnych włosach.
- Spokojnie. Jesteś tutaj bezpieczna.- powiedziała chłopak uspokajającym tonem i złapał mnie za ramiona.
- Ale... Ja nic nie rozumiem!
- No ja właśnie też nie.. - zza moich pleców wyłoniła się sylwetka blondynki, która najwyraźniej spala.
- Spokojnie dziewczyny. Jesteście w głównej bazie Silverów. Nie macie się czego obawiać jesteśmy tutaj żeby pomagać rannymi walczyć z tym cholernym wirusem. - spokojnie i powoli tłumaczył srebrnowłosy.
- Ale jak tutaj trafiłyśmy?! - odezwała się w końcu blondynka.
- Ty Amelia... tak? - pokiwałam twierdząco głową. - ciebie zaatakowali. Twoi znajomi probowali Cię ratować ale nie dali rady więc my cię zabraliśmy. Dostałaś kilka zastrzyków i widzę , że już z tobą lepiej. - na tą wiadomość natychmiast poczułam ból w rękach i na brzuchu. Ał... - A ty... Ty byłaś strasznie zmarznięta. Nie wiem gdzie twoja jednostka, ale jak na razie możesz pozostać tutaj. Aha,, a ja jestem Pietro. - wytłumaczył chłopak i puścił do nas oczko, wskazując na niezbyt przyjemne pomieszczenie.
- Marina jestem.
✽✽✽
*Jasiek*
- Cholera musimy ją odnaleźć! Przecież jest teraz sama! - troszkę denerwowała mnie postawa Filipa "mam wylane". W końcu Amelia to nasza przyjaciółka i musimy ją znaleźć!
- Ej spokojnie. Już ci tyle razy mowiłem żebyś wyluzował, na pewno nic jej nie jest. Poza tym to twarda dziewczyna i poradzi sobie. - po jego słowach postanowiłem wyjść z szopy. Nie miałem ochoty go słuchać. Poza tym jest jeszcze Oliwka... Ona płacze od stracenia przyjaciółki a Florian cały czas musi ją pocieszać. Biedna...
Wyszedłęm na dwór się przewietrzyć. Jednak wiatr wiał zbyt mocno. Jak to wiatr? Co? Spojrzałem do góry a moje ubrania i włosy zaczęły się niekontrolowanie mierzwić. Helikopter? Co? Nie wiedziałem co o tym myśleć. Uciekać? Cholera...
- Co do cho... - powiedziałam do siebie szeptem, ale przerwałam kiedy zorientowałam się, że nie jestem tutaj sama. W koncie leżała dziewczyna o blond włosach i niebieskich jak niebo oczach. Była nieprzytomna, albo spała. Była przerażająco chuda, ale śliczna. Nie chciałam do niej podchodzić, nie to, że się bałam ale zupełnie nie wiedziałam kim ona jest i co może mi zrobi. Przyznam, wyglądała groźnie. Sięgnęłam ręką do tyłu chcąc złapać za suwak od plecaka, ale złapałam jedynie powietrze. Zaklęłam pod nosem. Przeciez miałam tam wszystko!!! Broń... Odruchowo złapałam za pas, jednak pistoletu też tam nie było. Chciałam zacząć panikować, ale ogarnęłam się. Hmm.. W sumie, to gdybym była u jakiś wrogów to byłabym zakneblowana i ktoś by mnie pilnował.. Albo NAS! Zaczęłam niespokojnie przechadzać się po pomieszczeniu. Podeszłam do małego okna na przeciwko drzwi. Było tu tak... Spokojnie. Znajdowałam się w małym budynku. Na dworze wszystko ogrodzone było dość mocnym murem. Wtedy się przestraszyłam. Nie miałam broni, najpotrzebniejszych rzeczy, a do tego znajdowałam się w JAKIEJŚ bazie z JAKĄŚ dziewczyną. Wpatrując się w widok za oknem na moim ramieniu poczułam czyjąś dłoń. Nie miałam przy sobie żadnej broni, chociażby tępego pręta. Delikatnie ale stanowczo obróciłam się w stronę napastnika[?]. Teraz twarzą w twarz stałam z dość wysokim chłopakiem o srebrnych włosach.
- Spokojnie. Jesteś tutaj bezpieczna.- powiedziała chłopak uspokajającym tonem i złapał mnie za ramiona.
- Ale... Ja nic nie rozumiem!
- No ja właśnie też nie.. - zza moich pleców wyłoniła się sylwetka blondynki, która najwyraźniej spala.
- Spokojnie dziewczyny. Jesteście w głównej bazie Silverów. Nie macie się czego obawiać jesteśmy tutaj żeby pomagać rannymi walczyć z tym cholernym wirusem. - spokojnie i powoli tłumaczył srebrnowłosy.
- Ale jak tutaj trafiłyśmy?! - odezwała się w końcu blondynka.
- Ty Amelia... tak? - pokiwałam twierdząco głową. - ciebie zaatakowali. Twoi znajomi probowali Cię ratować ale nie dali rady więc my cię zabraliśmy. Dostałaś kilka zastrzyków i widzę , że już z tobą lepiej. - na tą wiadomość natychmiast poczułam ból w rękach i na brzuchu. Ał... - A ty... Ty byłaś strasznie zmarznięta. Nie wiem gdzie twoja jednostka, ale jak na razie możesz pozostać tutaj. Aha,, a ja jestem Pietro. - wytłumaczył chłopak i puścił do nas oczko, wskazując na niezbyt przyjemne pomieszczenie.
- Marina jestem.
✽✽✽
*Jasiek*
- Cholera musimy ją odnaleźć! Przecież jest teraz sama! - troszkę denerwowała mnie postawa Filipa "mam wylane". W końcu Amelia to nasza przyjaciółka i musimy ją znaleźć!
- Ej spokojnie. Już ci tyle razy mowiłem żebyś wyluzował, na pewno nic jej nie jest. Poza tym to twarda dziewczyna i poradzi sobie. - po jego słowach postanowiłem wyjść z szopy. Nie miałem ochoty go słuchać. Poza tym jest jeszcze Oliwka... Ona płacze od stracenia przyjaciółki a Florian cały czas musi ją pocieszać. Biedna...
Wyszedłęm na dwór się przewietrzyć. Jednak wiatr wiał zbyt mocno. Jak to wiatr? Co? Spojrzałem do góry a moje ubrania i włosy zaczęły się niekontrolowanie mierzwić. Helikopter? Co? Nie wiedziałem co o tym myśleć. Uciekać? Cholera...
sobota, 28 marca 2015
#06 WSPOMNIENIA
Słońce przedzierało się przez korony drzew, przebudzając dziewczyny. Amelia od razu otworzyła oczy, z przyzwyczajenia. Jednak w około było bardzo spokojnie. Pierwszy raz była świadkiem takiej ciszy. Wśród koron drzew dało się usłyszeć śpiew ptaszków. Nad polaną unosiły się różnokolorowe motylki. Mela przetarła oczy. Dopiero później przypomniała sobie gdzie jest. Poruszyła nogami z zamiarem zeskoczenia z gałęzi. Ruch ten uniemożliwiło jej ciało nastoletniej blondynki. Oliwia spała jak zabita. "Jak zabita" to zdecydowanie trafne porównanie. Amela delikatnie wyślizgnęła się spod ciała przyjaciółki zeskakując z drzewa. Poprawiła koszulkę, rozglądając się ponownie po okolicy. W tych czasach, skrawek zieleni jest czymś pięknym. Filip i Jaś też spali tak twardo, że chyba by ich nie dobudziła na wypadek ataku. Delikatnie stawiała pierwsze kroki na trawie. Wsłuchiwała się w śpiew ptaków i szum wody, po czym na jej ustach pojawiał się uśmiech. Mela skierowała się w stronę plaży gdzie wczoraj wyczołgali się Oliwia i Filip. "W sumie to ta sytuacja była całkiem zabawna" - pomyślała o wczorajszej opowieści Liwii brunetka i zachichotała pod nosem. Siedząc przy wodzie mogła choć na chwilkę oderwać się od tej strasznej rzeczywistości. W tym momencie cichy strumień stał się ważniejszy niż to co dzieje się za tą rzeką. Mieli tutaj na prawdę wszystko co potrzebne. Przynajmniej na kilka tygodni. Ryby, owoce, wodę pitną. Amelia się rozmyśliła poddając promieniom słońca. Taki relaks i odpoczynek był jej potrzebny. Czyjś dotyk na jej ramionach był jeszcze przyjemniejszy. Odchyliła głowę do tyłu, mrużąc oczy. Dopiero oddech na jej szyi postawił ją na nogi. Zerwała się mało nie zabijając chłopaka. Jednak zdążył zrobić unik i tylko zaśmiał się pod nosem.
- Jaś?! - zapytała odkładając na ziemię kamyka.
- Tak, spokojnie! Usiądź. - ten chłopak zawsze był pełen optymizmu. Amela posłusznie wykonała jego polecenie. Chwilę po ponownym rozłożeniu się na piasku obok niej usiadł brunet.
- Pięknie tutaj prawda? - zapytał wpatrując się w kaczki.
- Zielono. - odpowiedziała dziewczyna kierując wzrok na jego włosy. Opadały na czoło w nieładzie. Słońce strasznie dawało po oczach. Nawet nie wiecie ile by dała za okulary.
- Pierwszy raz jesteś w takim miejscu?
- Od epidemii tak. - nie miała ochoty na wyczerpujące odpowiedzi. Chłopak już otworzył usta z zamiarem kolejnego pytania. Ona jednak weszła mu w słowo własnym pytaniem. - Co jeśli pozabijają nas wszystkich?
- Nawet tak nie mów. - po dłuższej chwili ciszy wydusił z siebie tylko to. Wstał, otrzepał piasek i ruszył w kierunku drzew. - No chodź, nie możemy tutaj tyle siedzieć.
Kiedy w ciszy siedzieli na jednym z drzew rozmawiając na polanie pojawiła się Oliwia. Przechodząc obok Filipa nawet nie spuściła głowy w dół. Była coraz twardsza. Pozostała tylko kwestia broni. Przecież musiała to umieć!
- Zbierajmy się! Musimy wracać do miasta. - Filip przeładował broń po czym założył na plecy łuk .
- Co? Nie możemy tutaj zostać?! - Amelia zeskoczyła z gałęzi podchodząc bliżej chłopaka.
- Nie. Florian i reszta na nas czekają. Bez sprzeciwów. - wszyscy wiedzieli, że był przywódcą, nie było co się kłócić.
Chłopcy poszli przodem. Dziewczyny osłaniały tyły. Z chwilą opuszczenia polany wszystko wróciło. Trzeba było się skupić i nie zwracać na siebie uwagi. Amelia jednak była myślami jeszcze nad rzeką. Pistolet tkwił za pasem, nawet go nie dotykała. W jednej chwili przypomniała sobie wszystkie wspomnienia z dzieciństwa. Kiedy to szczęśliwa, nie przejmująca się niczym latała po podwórku z koleżankami bawiąc się w księżniczki. Jednak po 4 roku życia wszystko się zmieniło. Zaczęła bawić się samochodami i zabawkowymi pistoletami. Zyskiwała respekt u kolegów z osiedla. Razem chodzili na rowery i bawili się pistoletami na kulki. Zmieniła się. Stała się chłopczycą. Już wtedy była bardzo twarda. W dzień jej prawdziwych urodzin z całą rodziną zaatakowała ich grupka zombie. Babcia mało nie wyrwała jej ręki ciągnąc ją w bezpieczne miejsce. Kiedy obudziła się na cemencie w małym jak puszka pomieszczeniu nikogo już obok niej nie było. Wychowywała się u pani ze sklepu która też już nie żyje. Potem spotkała Filipa z którym ukrywała się aż do teraz.
Z jej wspomnień wyrwał ją głośny huk. Poczuła tylko ból na ramieniu i głośne krzyki chłopaków i pisk Oliwki.
"Amelia! Nie! AAAA! Zabierzcie ją!" tylko te słowa dobiegły do jej uszu, kiedy opadała na ziemię. W jednej chwili przed jej oczami zrobiło się ciemno. Ziemia zrobiła się wyjątkowo miękka a jej ciało latało pośród chmur. Ból odszedł. Było przyjemnie, bez problemów.
środa, 25 marca 2015
WAŻNE INFO!!!
Mordki, pewnie zauważyliście, że od kilku dni nie ma rozdziałów...
Wiem i ogromnie przepraszam!
Ale... Zaczęły sie poprawki!
Moje oceny z angielskiego i chemii są tak tragiczne...
Na dniach zachorował też mój piesek - Scooby [Kubuś :3].
Dlatego prawie codziennie składamy wizytę u weterynarza.
Mój dzień wygląda tak:
1. Pobudka.
2. Szkoła.
3. Powrót ok. 16.
4. Opieka nad pieskiem.
5. Powrót ok. 19-20.
6. Lekcje.
7. Spać.
Dlatego jest to strasznie męczące...
Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i wybaczycie chwilowy zastój.
Po weekendzie ruszam pełną parą i wam to wynagrodzę!
Obiecuję miśki! ;*****
MM.
[rozdział będzie zapewne jutro... :D]
WBIJAJCIE NA MOJEGO ASKA *KLIK* ABY MIEĆ ZE MNĄ STAŁY KONTAKT! ;3
Wiem i ogromnie przepraszam!
Ale... Zaczęły sie poprawki!
Moje oceny z angielskiego i chemii są tak tragiczne...
Na dniach zachorował też mój piesek - Scooby [Kubuś :3].
Dlatego prawie codziennie składamy wizytę u weterynarza.
Mój dzień wygląda tak:
1. Pobudka.
2. Szkoła.
3. Powrót ok. 16.
4. Opieka nad pieskiem.
5. Powrót ok. 19-20.
6. Lekcje.
7. Spać.
Dlatego jest to strasznie męczące...
Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i wybaczycie chwilowy zastój.
Po weekendzie ruszam pełną parą i wam to wynagrodzę!
Obiecuję miśki! ;*****
MM.
[rozdział będzie zapewne jutro... :D]
WBIJAJCIE NA MOJEGO ASKA *KLIK* ABY MIEĆ ZE MNĄ STAŁY KONTAKT! ;3
sobota, 21 marca 2015
#05 BĘDZIE MUSIAŁA ODEJŚĆ
Woda pod ciężarem ciał wydała przerażający plusk. Włosy dziewczyny rozproszyły się po całej wodzie, zakrywając jej widok. Spanikowana zaczęła machać rękoma pod wodą, aby jak najszybciej wydostać się na powierzchnię. Jednak dwie ręce zaciśnięte na jej biodrach uniemożliwiły jej to. Postanowiła się uspokoić i zatrzymać w płucach jak najwięcej powietrza. Po chwili chłopak trzymając ją w ramionach zaczął wypływać z wody. Oboje wynurzyli się w tym samym czasie łapiąc łapczywie powietrze. Dopiero po przetarciu oczu i odgarnięciu z twarzy włosów Oliwia zobaczyła przed sobą Filipa z opadniętymi na twarz włosami. On jednak nadal jej nie puszczał. Zaczął płynąć w kierunku brzegu ciągle obejmując ja rękoma. Oliwia odetchnęła z ulgą kiedy oboje znaleźli się na brzegu. Była to mała jasna polanka z zieloną jak limonka trawą. Było tam przepięknie! Mały wodospad gdzie spadająca woda dawały przepiękny szum, pełne owoców krzaczki, zielona trawa skrywająca małe żółte kwiatki. Tam mogliby być bezpieczni przynajmniej do momentu wykrycia przez zombie. Jednak, jeśli jeszcze nie odkryli tego miejsca jeszcze długa droga przed nimi. Tak łatwo nie da się tego odkryć. Blondynka usiadła na brzegu polany wyciskając z włosów wodę. Cała była przemoczona. Podobnie jak Filip, który postanowił wszystkie swoje rzeczy przesuszyć. Ściągnął więc z siebie przemoczoną koszulkę i spodnie i rozwiesił je w słońcu na gałęziach. Liwie troszkę krępował fakt, że właśnie obok niej usiadł chłopak bez koszulki. Starała się uciekać od niego wzrokiem, ale jego widok sprawiał, że jej ciało przeszywały przyjemne dreszcze. Oboje milczeli. Smav zbierał się kilka razy na rozmowę jednak nic z tego nie wychodziło.
- Co z twoimi rodzicami? - zapytał w końcu, rzucając kamieniem w tafle wody.
- Nie wiem. - dziewczyna wzruszyła ramionami. Filip zagryzł wewnętrzną stronę policzka. Nie chciał już więcej pytać.
- A co z twoimi? - cisze przerwała Oliwka.
- Moją matkę zabili. Pieprzone sukinsyny. - zaklął i rzucił drugiego kamyka.
- A ojciec?
- Nie wiem. Nawet go nie znałem. Pewnie już rozwaliłem mu łeb.
- Filip! A co jeśli on żyje?! - Liwia się uniosła.
- I co z tego? Zostawił mnie i matkę, kiedy go potrzebowaliśmy. Dobrze jakby już go tutaj nie było.
Po tych słowach Oliwia wstała. Daleko jednak nie zaszła bo poczuła ręce chłopaka na swojej talii ściągające ją w dół. Już po chwili leżała na gołym torsie chłopaka. Ich twarze były uśmiechnięte jak chyba nigdy.
- Filip... Czemu ty to robisz? - zapytała wpatrując się w jego czekoladowe tęczówki.
- Co robię?
- Czemu przy tobie czuję sie tak... tak niebiańsko?
Nie dane mu było jednak odpowiedzieć, bo krzaki które znajdowały się obok nich zaczęły się niepokojąco ruszać. Ale na szczęście nie było to nic szkodliwego. Wyskoczył na nich mały, czarny jak noc kociak.
- Jeju! Jaki słodziak! - zaczęła piszczeć Liwia, łapiąc kotka na ręce.
Zaraz do nich dołączyła Amelia i Jaś. Z jego ramieniem było już o wiele lepiej.
- Gdzie reszta grupy?! - Filip nie chciał dać po sobie poznać, że znowu uległ urokowi Oliwii,więc natychmiast zmienił ton.
- Kontaktowaliśmy się z Rafałem. Są w mieście.
- Musimy do nich dołączyć! - zerwał się Filip.
- Człowieku, to oni do nas! Tutaj jest bajecznie! Dzisiaj i tak nikt nie ruszy sie ze swojego miejsca, ściemnia się. - Jasiek jak zawsze opanowany.
Każdy się rozgościł. Nie mogli jednak spać na ziemi, na wypadek ataku. Do spania posłużyły im dwa rozłożyste drzewa nad rzeką.
Robiło się coraz ciemniej. Ognisko powoli przygasało. Oliwii jednak nie śpieszyło się do spania. Nadal zabawiała się z kotkiem znalezionym w krzakach.
- Musimy iść spać. Wyrzuć go! - warknął Filip.
- NIE! - to był pierwszy raz kiedy dziewczyna była tak stanowcza do kogokolwiek.
- Co? Nie może tutaj zostać ! Dawaj go! - krzyknął i już chciał wyrwać jej z rąk kotka.
- Nie! Filip zostaw go! Nie możesz! - jej oczy natychmiast stały sie szklane. Zaczęła krzyczeć. Nie chciała pozwolić na zabranie jej kota, który stał się przyjacielem. On przecież też miał uczucia! Jej krzyki najwidoczniej zdenerwowały chłopaka, bo jego ręka powędrowała na wysokość jej policzka.
- No uderz mnie! Dawaj! - Oliwia powoli się rozpędzała. Zaczęła go "prowokować", nadal przez łzy. Spojrzał się w jej zapłakane oczy. Siła w ręku osłabła, pięść zaczęła powoli opadać w dół. Odwrócił głowę w bok i odszedł. Oszołomiona Oliwia została sama nad rzeką przytulając kotka.
-Filip, co tam się działo? - zapytał Jasiek, kiedy do niego podszedł.
- Jeśli tak dalej pójdzie, będę zmuszony wydalić ją z grupy. - zacisnął dłonie w pięść i splunął w stronę ogniska.
---------------------
Taka tandeta dzisiaj :CCC
Ale wielkie dzięki wam za te komentarze moje mordeczki! <3333
Nawet gdybyście tego nie robili bym pisała, ale dzięki wam to jest o wiele milsze ! :******
- Co z twoimi rodzicami? - zapytał w końcu, rzucając kamieniem w tafle wody.
- Nie wiem. - dziewczyna wzruszyła ramionami. Filip zagryzł wewnętrzną stronę policzka. Nie chciał już więcej pytać.
- A co z twoimi? - cisze przerwała Oliwka.
- Moją matkę zabili. Pieprzone sukinsyny. - zaklął i rzucił drugiego kamyka.
- A ojciec?
- Nie wiem. Nawet go nie znałem. Pewnie już rozwaliłem mu łeb.
- Filip! A co jeśli on żyje?! - Liwia się uniosła.
- I co z tego? Zostawił mnie i matkę, kiedy go potrzebowaliśmy. Dobrze jakby już go tutaj nie było.
Po tych słowach Oliwia wstała. Daleko jednak nie zaszła bo poczuła ręce chłopaka na swojej talii ściągające ją w dół. Już po chwili leżała na gołym torsie chłopaka. Ich twarze były uśmiechnięte jak chyba nigdy.
- Filip... Czemu ty to robisz? - zapytała wpatrując się w jego czekoladowe tęczówki.
- Co robię?
- Czemu przy tobie czuję sie tak... tak niebiańsko?
Nie dane mu było jednak odpowiedzieć, bo krzaki które znajdowały się obok nich zaczęły się niepokojąco ruszać. Ale na szczęście nie było to nic szkodliwego. Wyskoczył na nich mały, czarny jak noc kociak.
- Jeju! Jaki słodziak! - zaczęła piszczeć Liwia, łapiąc kotka na ręce.
Zaraz do nich dołączyła Amelia i Jaś. Z jego ramieniem było już o wiele lepiej.
- Gdzie reszta grupy?! - Filip nie chciał dać po sobie poznać, że znowu uległ urokowi Oliwii,więc natychmiast zmienił ton.
- Kontaktowaliśmy się z Rafałem. Są w mieście.
- Musimy do nich dołączyć! - zerwał się Filip.
- Człowieku, to oni do nas! Tutaj jest bajecznie! Dzisiaj i tak nikt nie ruszy sie ze swojego miejsca, ściemnia się. - Jasiek jak zawsze opanowany.
Każdy się rozgościł. Nie mogli jednak spać na ziemi, na wypadek ataku. Do spania posłużyły im dwa rozłożyste drzewa nad rzeką.
Robiło się coraz ciemniej. Ognisko powoli przygasało. Oliwii jednak nie śpieszyło się do spania. Nadal zabawiała się z kotkiem znalezionym w krzakach.
- Musimy iść spać. Wyrzuć go! - warknął Filip.
- NIE! - to był pierwszy raz kiedy dziewczyna była tak stanowcza do kogokolwiek.
- Co? Nie może tutaj zostać ! Dawaj go! - krzyknął i już chciał wyrwać jej z rąk kotka.
- Nie! Filip zostaw go! Nie możesz! - jej oczy natychmiast stały sie szklane. Zaczęła krzyczeć. Nie chciała pozwolić na zabranie jej kota, który stał się przyjacielem. On przecież też miał uczucia! Jej krzyki najwidoczniej zdenerwowały chłopaka, bo jego ręka powędrowała na wysokość jej policzka.
- No uderz mnie! Dawaj! - Oliwia powoli się rozpędzała. Zaczęła go "prowokować", nadal przez łzy. Spojrzał się w jej zapłakane oczy. Siła w ręku osłabła, pięść zaczęła powoli opadać w dół. Odwrócił głowę w bok i odszedł. Oszołomiona Oliwia została sama nad rzeką przytulając kotka.
-Filip, co tam się działo? - zapytał Jasiek, kiedy do niego podszedł.
- Jeśli tak dalej pójdzie, będę zmuszony wydalić ją z grupy. - zacisnął dłonie w pięść i splunął w stronę ogniska.
---------------------
Taka tandeta dzisiaj :CCC
Ale wielkie dzięki wam za te komentarze moje mordeczki! <3333
Nawet gdybyście tego nie robili bym pisała, ale dzięki wam to jest o wiele milsze ! :******
środa, 18 marca 2015
#04 LODOWATY DRESZCZ
Cała siódemka stała nieruchomo. Filip, Amelia i Florian niecierpliwie wpatrywali się w dalsze ruchy żołnierza z krótkofalówką. Pobladła Oliwia, próbując uniknąć zalania policzków łzami, błądziła po ziemi śledząc jej każdy kawałek. Jaś podtrzymując za ramię Melę niespokojnie poruszał głową , wpatrując się we wszystkich.
- Ale jak to? Oni wyglądają mi na zdrowych... - usta mundurowego nadal rozmawiały do krótkofalówki. - Tak, tak jeden jest ranny.... Meh.. No dobrze..
Oczy Filipa zabłyszczały kiedy facet chciał ich bronić. Jednak kiedy wypowiedział ostatnie słowa z żalem na twarzy jego ciało automatycznie się spięło. Jego ręka, która spoczywała na biodrach Liwii przycisnęła ją do siebie. Dziewczyna postanowiła unieść wzrok.
- Idźcie pod ścianę. Zaraz do was przyjdą.
Głowy wszystkich znajomych uniosły się jednocześnie w górę. Mieli ich rozstrzelać. Filip nie chciał dać za wygraną. Naskoczył na mundurowego z krzykiem i pięściami.
- Ogarnij się chłopie! - wrzasnął i odepchnął od siebie bruneta. - Sam byłem w podobnej sytuacji. Musicie uciekać. - ściszył ton. Jego głos był już całkiem poważny.
Pozostała szóstka pośpiesznie wypełniła rozkaz. Pierwsza pod ścianą zakłady pojawiła się Amelia. Oddaliła się od grupy. Poszła w stronę kałuży krwi. Osunęła się na ziemię cały czas wpatrując się przed siebie. Szybko jednak się pozbierała czując, że musi być silniejsza niż zawsze.
Mundurowi nie przychodzili od pięciu minut. W głowie Filipa uroił się pomysł. Świetny pomysł. Jednak posłusznie podszedł pod ścianę. Stanął na samym początku obok Oliwki. Tak jak wcześniej przycisnął ją do swojego ciała, zupełnie świadomie. Miał jednak w tym pewien interes. Liwia cała drżała. Wiedział, że teraz albo nigdy. Przysunął się delikatnie do dziewczyny. Jego usta znajdowały się na wysokości jej ucha. Wargi delikatnie mu się poruszyły.
- Uciekamy. Reszta już wie. Musisz tylko mi zaufać. - powiedział a jego wargi delikatnie musnęły płatek ucha. Jej ciało wzdrygnęło przyjemnym dreszczem. Przymknęła oczy. Mogła tak stać przez cały dzień. Nie związała dzisiaj włosów. Jej niebieskie końce zawiewały na twarz. Delikatnie rozchyliła wargi cały czas przymykając oczy. Filip cały czas się na nią patrzał. Uznał jej zachowanie za dziwne, bo przecież NIC do siebie nie czuli. Z jej myśli wyrwało ją nagłe szarpnięcie jej ręki. Włosy zasłoniły widok więc nie mogła dostrzec co się działo. Widziała tylko plecak z łukiem Filipa. To on ją ciągnął. Nogi same jej przebierały, ledwo nadążała. Obok niej pojawił się Florian. Skojarzyła fakty. Uciekają przed śmiercią. Tak się da? Najwidoczniej da. Ogarnęła włosy i w biegu zaczesała je do tyłu. Wiatr zaczął jej sprzyjać i wiał w twarz, przez co pasma nie zasłaniały jej widoku. Nagle za ich plecami zaczęły padać strzały. Gonili ich. Jakby tego było mało zombie... Oglądnęła się do tyłu nie zatrzymując się. Filip jednak przystanął. Rozpędzona wpadła na niego uderzając głową o jego ramię.
- Biegnij przed siebie. Najpierw załatwię zombie. - powiedział niemalże bez emocji. Widać było jednak, że jest przestraszony.
Jak opętana zaczęła biec przed siebie. Pomiędzy drzewami było widać światło. Las sie tutaj kończy? Jak to? Kiedy kolejne strzały padały za jej plecami przyśpieszała biegu. Reszta pewnie została z tyłu i rozprawia się z nimi. Była coraz bardziej zmęczona ale nadal biegła. Przeskoczyła przez rów oddzielający las od drogi. Jej nogi żyły własnym życiem i same przebierały. Gdyby w odpowiednim momencie ich nie zatrzymała wpadła by do wody. Okazało się, że stoi na nieogrodzonym barierką moście, bez możliwości ucieczki. Z obu stron kolonie. Bez broni, tylko niedorozwinięte potwory. Jednak strasznie się ich bała. Ze zdenerwowaniem i strachem oglądała sie za siebie. Bała się skakać. Nigdy tego nie zrobi. Miała broń, mały pistolet jednak nigdy go nie używała i bała sie to zrobić. Już ze łzami na policzkach odwróciła głowę w stronę rzeki. Głęboka, główna rzeka. Nagle poczuła szarpniecie i czyjś dotyk. Poczuła jak opada w dół. Chwilę później jej ciało oblał lodowaty dreszcz.
------------------
Elo, elo! :D
Cicho, wiem że takie gówniane ale nie chciało mi się xD
Zapraszam was na MEEEGA strony które mi Rusia przesłała xD
- Ale jak to? Oni wyglądają mi na zdrowych... - usta mundurowego nadal rozmawiały do krótkofalówki. - Tak, tak jeden jest ranny.... Meh.. No dobrze..
Oczy Filipa zabłyszczały kiedy facet chciał ich bronić. Jednak kiedy wypowiedział ostatnie słowa z żalem na twarzy jego ciało automatycznie się spięło. Jego ręka, która spoczywała na biodrach Liwii przycisnęła ją do siebie. Dziewczyna postanowiła unieść wzrok.
- Idźcie pod ścianę. Zaraz do was przyjdą.
Głowy wszystkich znajomych uniosły się jednocześnie w górę. Mieli ich rozstrzelać. Filip nie chciał dać za wygraną. Naskoczył na mundurowego z krzykiem i pięściami.
- Ogarnij się chłopie! - wrzasnął i odepchnął od siebie bruneta. - Sam byłem w podobnej sytuacji. Musicie uciekać. - ściszył ton. Jego głos był już całkiem poważny.
Pozostała szóstka pośpiesznie wypełniła rozkaz. Pierwsza pod ścianą zakłady pojawiła się Amelia. Oddaliła się od grupy. Poszła w stronę kałuży krwi. Osunęła się na ziemię cały czas wpatrując się przed siebie. Szybko jednak się pozbierała czując, że musi być silniejsza niż zawsze.
Mundurowi nie przychodzili od pięciu minut. W głowie Filipa uroił się pomysł. Świetny pomysł. Jednak posłusznie podszedł pod ścianę. Stanął na samym początku obok Oliwki. Tak jak wcześniej przycisnął ją do swojego ciała, zupełnie świadomie. Miał jednak w tym pewien interes. Liwia cała drżała. Wiedział, że teraz albo nigdy. Przysunął się delikatnie do dziewczyny. Jego usta znajdowały się na wysokości jej ucha. Wargi delikatnie mu się poruszyły.
- Uciekamy. Reszta już wie. Musisz tylko mi zaufać. - powiedział a jego wargi delikatnie musnęły płatek ucha. Jej ciało wzdrygnęło przyjemnym dreszczem. Przymknęła oczy. Mogła tak stać przez cały dzień. Nie związała dzisiaj włosów. Jej niebieskie końce zawiewały na twarz. Delikatnie rozchyliła wargi cały czas przymykając oczy. Filip cały czas się na nią patrzał. Uznał jej zachowanie za dziwne, bo przecież NIC do siebie nie czuli. Z jej myśli wyrwało ją nagłe szarpnięcie jej ręki. Włosy zasłoniły widok więc nie mogła dostrzec co się działo. Widziała tylko plecak z łukiem Filipa. To on ją ciągnął. Nogi same jej przebierały, ledwo nadążała. Obok niej pojawił się Florian. Skojarzyła fakty. Uciekają przed śmiercią. Tak się da? Najwidoczniej da. Ogarnęła włosy i w biegu zaczesała je do tyłu. Wiatr zaczął jej sprzyjać i wiał w twarz, przez co pasma nie zasłaniały jej widoku. Nagle za ich plecami zaczęły padać strzały. Gonili ich. Jakby tego było mało zombie... Oglądnęła się do tyłu nie zatrzymując się. Filip jednak przystanął. Rozpędzona wpadła na niego uderzając głową o jego ramię.
- Biegnij przed siebie. Najpierw załatwię zombie. - powiedział niemalże bez emocji. Widać było jednak, że jest przestraszony.
Jak opętana zaczęła biec przed siebie. Pomiędzy drzewami było widać światło. Las sie tutaj kończy? Jak to? Kiedy kolejne strzały padały za jej plecami przyśpieszała biegu. Reszta pewnie została z tyłu i rozprawia się z nimi. Była coraz bardziej zmęczona ale nadal biegła. Przeskoczyła przez rów oddzielający las od drogi. Jej nogi żyły własnym życiem i same przebierały. Gdyby w odpowiednim momencie ich nie zatrzymała wpadła by do wody. Okazało się, że stoi na nieogrodzonym barierką moście, bez możliwości ucieczki. Z obu stron kolonie. Bez broni, tylko niedorozwinięte potwory. Jednak strasznie się ich bała. Ze zdenerwowaniem i strachem oglądała sie za siebie. Bała się skakać. Nigdy tego nie zrobi. Miała broń, mały pistolet jednak nigdy go nie używała i bała sie to zrobić. Już ze łzami na policzkach odwróciła głowę w stronę rzeki. Głęboka, główna rzeka. Nagle poczuła szarpniecie i czyjś dotyk. Poczuła jak opada w dół. Chwilę później jej ciało oblał lodowaty dreszcz.
------------------
Elo, elo! :D
Cicho, wiem że takie gówniane ale nie chciało mi się xD
Zapraszam was na MEEEGA strony które mi Rusia przesłała xD
- http://www.miejski.pl/
- http://pl.wikipedia.org/wiki/Lista_emotikon%C3%B3w
I ja wam tak BAAARDZO BAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAARDZO dziękuję za te miłe komentarze :* Dizęki! mordeczki :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)