Rozdział dedykuję mojej wspaniałej Oliwii która wytrwale uczy się do historii <3 :D
Siódemka przyjaciół przetrwała już kilka dni bez jedzenia. Do picia mieli tylko brudną wodę czerpaną z rzek i jezior. Coraz częściej byli atakowani. W sklepach brakowało już amunicji. Filip, zdecydowanie najsilniejszy psychicznie starał się wspierać całą grupę.
- Oliwia! - krzyknęła Amelia kiedy jej przyjaciółka osłabła. Słysząc za swoimi plecami wstrętne odgłosy które wydawały tylko zombie, automatycznie odwróciła się z nożem w ręku. Nieżywy już stwór padł bez słowa na ziemię. Splunęła w jego stronę. W tym czasie nad omdlałą brunetką przystanęli chłopcy. Jednak tylko Staszek i Rafał.
- Zostawcie ją. I tak już wystarczająco nas osłabia. - Mela tylko rozchyliła usta z niedowierzania, kiedy usłyszała to z ust Filipa. Był ich przyjacielem do cholery! Zamierzał ją tutaj zostawić?! Żywą jeszcze?! Na pastwę tych potworów?! Teraz stała nad przyjaciółką sama. Zapłakana. Uścisk dłoni przyjaciółki coraz bardziej słabł.
- Filip! - krzyknęła kiedy chłopcy znikali już za górką. Jaś starał się nie okazywać żadnych emocji. Jednak teraz widząc dziewczynę z którą był tak blisko, która nigdy nie płakała, przystanął. Jego oczy też zrobiły się szklane. Jednak machnął tylko dwa razy głową i ruszył za grupą. W tym samym czasie kolejny nóż wylądował w ciele zombiaka. Liwia coraz bardziej pobladła. Mela walnęła się dwa razy w głowę i zaczęła racjonalnie myśleć. Schowała dłoń w małą kieszeń w bluzie. Wyciągnęła małą szkatułkę. Filip kazał jej to trzymać na wypadek straszniejszych wypadków. Ale musiała to zrobić. Musiała pomóc najlepszej przyjaciółce. Poklepała Oliwię dwa razy w policzek kiedy przymknęła oczy. Bez zastanowienia odkręciła zakrętkę i wlała do ust dziewczyny trzy krople eliksiru. Jednak dziewczyna nie reagowała. Byłą już zimna i blada. Nagle Amelia poczuła straszny ból w prawym ramieniu. Zombie dobierał jej się do szyi. Ciekła krew. A przyjaciół nie było. Jej już prawie też...
Gwałtownie otworzyła oczy i podparła się ręką na łóżku. To tylko sen Mela... Tylko sen. Drzwi frontowe otworzyły się a do środka wszedł Filip w rozczochranych włosach. W ręku trzymał zakrwawiony sztylet. Była jego warta. Znów się coś przypałętało...
- Musimy już iść, zbierajcie się. - powiedział jak zwykle oschle Smav. Ubrany był w ciężkie czarne buty, czarne spodnie dresowe i zwiewną, przybrudzoną, białą koszulkę na ramiączkach. Dzisiaj też musieli ruszyć w stronę miasta. Chcieli znaleźć sklep. Lub przynajmniej ciała innych. Chcieli po prostu amunicję i coś do jedzenia. Zwlokła się z kanapy poprawiając włosy. Przejechała palcami wzdłuż kasztanowatych pasemek i splątała je w wysokiego koka. Miała na sobie wczorajszą bluzkę i spodnie moro. Schowała mały rewolwer na pas i ruszyła w stronę przyjaciółki.
- Heej! Wstajemy! - przebudziła Oliwię i przytuliła. Po tym śnie jeszcze bardziej ją kochała. Wiedziała, że z dnia na dzień coraz gorzej znosi sytuacje w Obszarze Zagrożenia. Jednak obie wiedziały, że każdy walczy za siebie.
- Aaaaleee jestem głodny! - powiedział Rafał i przeciągnął się wchodząc do pomieszczenia.
- Ty to byś wiecznie coś jadł. Zbieraj się! - zaśmiała się Livia i rzuciła mu spodnie.
Cały pokój był brzydki. Nie, brzydki to za mało powiedziane. Po sprawdzeniu czy jest bezpieczni, Filip postanowił, że to tutaj zostaną na noc. Każdy z nich pełnił swoją wartę w parach w nocy. Musieli pilnować siebie nawzajem. Po Jasiu było widać jak go to wykończyło. Wziął bowiem, godzinę za Amelię. Dostała poprzedniego dnia w rękę i nie chciał jej przemęczać. Miejmy nadzieję, że żadne zakażenie się nie wda. Jednak wracając do pokoju. Po bokach stały 3 łóżka. Musieli się jakoś pomieścić. Pozdrapywany tynk ze ścian, zabite deskami okna, brudna i chłodna podłoga. Tymczasowy hotel. Oliwia wyciągnęła spokojnie lusterko i eyeliner. Zaczęła kreślić delikatną linię wzdłuż powieki. Amelia z kamienną twarzą usiadła na krześle naprzeciwko dziewczyny. Nie rozumiała, jak w tak ciężkich czasach można jeszcze tracić cenne minuty na makijaż? Dla niej najważniejsze było życie. Nie miała rodziny. Rodziców nie znała. Wychowywała się w domu dziecka, ale kiedy zapanowała epidemia zombie wszystkie instytucje zostały zamknięte. Znalazła się na bruku. Nie miała nikogo. Filip był pierwszą osobą którą pokochała. Po przyjacielsku oczywiście. Od dzieciaka nie umiała płakać. Teraz tylko w tym trwa.
- Pomalować cię? - Liwia skończyła już oczy. Czyli brunetka trwała w bezruchy przez co najmniej 4 minuty.
- Nie. - oschłe nie, wypowiedziane z ust Meli nie było nowością. Jej przyjaciółka sięgnęła teraz po szczotkę. Jednak coś nie pozwoliło jej dokończyć tej czynności. Strzał. Jeden, drugi później trzeci. Do pokoju wpadł roztrzęsiony Florian.
- Musimy uciekać! Kolonia się zbliża! Szybko!
Dziewczyny rzuciły wszystko. Zgarnęły tylko broń ze stolików i potrzebne zapasy wody. Zombie byli coraz bliżej. Reszta grupy też zdążyła już wybiec z budynku. Cała grupa zombiaków była już wystarczająco blisko aby zaatakować. Albo kulą zakażającą, albo bronią, którą już opanowali.
- Cholera! Mają łuki! Amelia! Proszek! Janek! Ogień! - zdenerwowany Filip wydawał kolejno polecenia. Dziewczyna chwyciła za ciężki wór z łatwopalnym proszkiem. Kiedy już wróciła, Jaś który teraz narażał swoje życie miał wyrzucić ogień wprost na dom. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to dom pójdzie cały z dymem i z zombie... Brunet popchnął lekko całą ekipę w krzaki. Każdy oddalił się na odpowiednią odległość. Prawie każdy... Oliwia. Blondynka stała jak sparaliżowana. Nie mogła się ruszyć. Janek nie zauważył jej w porę. Rzucił podpaloną kulę w stronę domu. Idealnie. Proszek zaczął szybko się spalać. Chłopak ruszył w stronę krzaków.
- Oliwia! Dziewczyno ! Ruszaj się! - darł się wniebogłosy. Ona jednak nie reagowała. Stała wpatrzona w poruszające się koślawo zombie. Kiedy odległość między ogniem a domem polanym wcześniej benzyną się zmniejszała, Jaś wiedział już, że ona się nie ruszy. Wyskoczył zza krzaka i padł na dziewczynę. Nastąpił wielki wybuch. Osłonił ją własnym ciałem.
---------
Dziękuję wam bardzo serdecznie za takie wspaniałe komentarze! <3
To przecież tylko prolog a wy tacy zaciekawieni <3
Wiem.. Może zawieść was ten rozdział... Ale po prostu to jest początek. Początki sa nudne...
Ale mam taki malutki pomysł na to co dalej :D
Dziękuję za wszystkie komentarze! :*
CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ !
Nie tak wytrwale, Dusiołek porzucił zeszyt już jakiś czas temu ;P Aczkolwiek bardzo dziękuję za tak piękną dedykację <3 ;D
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam na początku, że ten sen faktycznie był snem i sobie pomyślałam, że zabijesz tą pseudo mnie już w pierwszym rozdziale i w sumie to powiem szczerze, że jakoś był nie płakała zbyt długo... ;D
Ale nie, Liwcia żyje i ma się dobrze... aż do końcówki.
Ale, ale - po kolei!
Oooh, jak my się kochamy! Przyjaciółki Forever i w ogóle miód malina ;D Ale dobrze, podczas apokalipsy zombie dobrze mieć przyjaciela.
Temat spodni już przerobiłyśmy na gg...
Lusterko i eyeliner mnie dobiły. Ale później pod prysznicem (bo tam spływa na nas oświecenie) doszłam do wniosku, że makijaż ma dla niej znaczenie symboliczne. Tak. Przecież to są jej barwy wojenne! To daje jej siłę, nadzieję...!
Mel stała w bezruchu 4 minuty, a Liwcia zero reakcji i spokojnie czekała aż jej przyjaciółka uruchomi trybiki w mózgu by sklecić zdanie? Przecież tam są zombie, ona już mogła się przemieniać czy coś! Trzeba było lecieć po doktora! Wyobrażam sobie jak po zadanym pytaniu spokojnie sobie siedzą, patrzą się na siebie, słyszą brzęczenie przelatującej gdzieś w pokoju muchy, a po 4 minutach (które byłyby wtedy jak wieczność) Melcia odpowiadania kamiennym głosem "nie". W sumie w tej scenie jest komizm! ;D
I oczywiście moja postać musiała coś spieprzyć. Tak dla zasady. ;D
Ale spoko, nie może być nudno. Jak się wszystko udaje, to nie ma zabawy. Może Liwia nałożyła za mało malowideł wojennych... znaczy tych, tych eyelinerów ;P
Widzę, że Twój wybranek bardzo lubi narażać swoje życie. No ale dobrze, może chociaż uratował tę sierotę ;P
Kuuuurczę, CO DALEJ?! :D
Będzie miłość, nie? Musi być ;>
A jeśli mogę coś tutaj zauważyć...
Skoro na całym świecie są walki z zombiakami. To znaczy, że w stanach też są. Na przykład pod Waszyngtonem. Ale myślę, że tam nie ma aż tak dużego zagrożenia. Co oznacza, że USA jako sojusznik Polski właściwie może wysłać jakiś malutki oddział, coby wesprzeć towarzyszy w niedoli... Ekhm, mam nadzieję, że przemyślisz taki myk ;D
Podsumowując (nienawidzę tego słowa, źle mi się kojarzy ;P) uważam ten rozdział za super świetny i niecierpliwie czekam na dalsze części ;D
Pozdrawiam!
R
Twój komentarz na pół mojego rozdizału ale nie wnikam xD
UsuńTy mi tam wszystko na gg piszesz ale kocham cię za te komentarze <3
Masz miłość ;> Może nie chciałaś takiej ale wale to ;P
Nie, raczej na razie nie wyślę twego Quicksilvera na pomoc, bo musi pojawić się na imprezie w Asperze ;P
<3
Mega rozdział! Mówisz, że to było nudne, ale się z tym nie zgodzę, bo to było świetne!! Czekam z niecierpliwością na następny :D
OdpowiedzUsuńDzięki! Twoje komentarze są mega pozytywne i mnie motywują! <3
UsuńJeszcze nie spotkałam żadnego FF tego typu i powiem ci... Że jesteś świetna! To jest naprawdę dobre :) zapraszam na moje FF o JDabrowsky: www.froncala.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie! Twój fanfic jest MEGA! Uwielbiam go! <3
UsuńMeegaaaa.. :3
OdpowiedzUsuńZapraszam :3
http://myfictinworld.blogspot.com/